Karolina Matwiejczuk-Ilnicka przewodzi Działowi Historii i Tradycji Miasta Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chodzieży, w którym spotykamy się, aby porozmawiać o ceramice i książce Pani Karoliny, poświęconej właśnie porcelanie chodzieskiej. Autorka wydawnictwa Ceramika chodzieska w zbiorach Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chodzieży pracowała nad publikacją 5 lat. W ponad 300-stronnicowym albumie prezentuje i opisuje m.in. fasony i dekoracje naczyń z fajansu, porcelany i porcelitu, które na przestrzeni 160 lat powstały w Chodzieży. 

Z Karoliną Matwiejczuk-Illnicką rozmawia Monika Petryczko

POSŁUCHAJ!

PRZECZYTAJ!

Karolina Matwiejczuk-Ilnicka: Fajans jest to forma wyrobu. Dany kształt projektuje najpierw modelarz, a później maluje dekorator. I dekoracje nazywamy malaturą. To jest właśnie coś, co jest nanoszone na obiekt, na wyrób. Fajans jest, jeżeli chodzi o surowce, gorszy jakościowo. Jest bliższy porcelitowi. To taka żółtawa, grubościenna i porowata ceramika. Bardziej nasiąkliwa, stąd też bardziej krucha. Porcelana musi mieć w składzie skalenie i głównie kaolin, który daje przeświecalność, twardość i cienkościenność.

Monika Petryczko: …cienkościenność. To jest świetne słowo! Nie będę kłamać, że przechodziłam przypadkowo i trafiłam do Biblioteki Miejskiej w Chodzieży… Trochę sprowadziła mnie tutaj Pani publikacja (Ceramika chodzieska w zbiorach Miejskiej Biblioteki Publicznej w Chodzieży – przyp.red.), która niestety już nie jest dostępna. Mam nadzieję, że będzie wznowiony nakład i będziemy mogli o ceramice i porcelanie z Chodzieży poczytać. Bo zdaje się, że jest na nie znowu boom.

Tak, zauważamy to po wydaniu albumu… Chociaż od otwarcia właściwie tego działu – jakieś 9 lat temu – było zainteresowanie. Natomiast od wydania albumu jeszcze większe, ponieważ on trochę zorganizował, zebrał wiedzę, całą historię trzech chodzieskich zakładów oraz zobrazował wszystkie fasony, które tutaj posiadamy w zbiorach. Fasony i malatury. I też sprowokował ludzi może nie tyle do zbierania, co do tworzenia kolekcji. Nie jest to przypadkowe, tylko celowe już tworzenie swoich kolekcji.

Musimy trochę uprzedzić słuchaczy, że spacerujemy po sali ekspozycyjnej biblioteki miejskiej, w gablotach której jest historia fabryki chodzieskiej…

Tak. Dysponujemy tutaj pięcioma salami. Te dwie sale dotyczą ceramiki. To jest wystawa stała i ceramika zajmuje trzy czwarte zbioru, bo nie tylko ceramiką tu się zajmujemy. Tutaj mamy ceramikę z pierwszego zakładu, jaki powstał w Chodzieży, czyli z fabryki fajansu.

I to jest ta gablota?

Tak, to jest połowa XIX wieku. Fabrykę założyli dwaj niemieccy przedsiębiorcy. Na potrzeby domowe  tworzyli naczynia – głównie użytkowe, ale nie tylko… bo mamy też patery i wazony z  charakterystycznymi motywami kwiatowymi i sentencjami, co się często zdarzało właśnie w tej ceramice. Tutaj te tereny nie były bogate w minerały, ale mieliśmy drewno i wodę potrzebną do wytwarzania, napędzania też drewnem pieców itd. A wszelkie skalenie, minerały czy kaolin musieliśmy sprowadzać. Od początku były też problemy trochę z technologią, trochę z konkurencją na rynku, więc zakład zmieniał właścicieli.

Kolejnym była niemiecka firma annaburska (saski koncern „Annaburg Steingutfabrik” – przyp. red.), która ten zakład przejęła. A już po pierwszej wojnie zakład wykupiła rodzina złotników z Poznania – Mańczaków,  którzy kontynuowali te wzory poniemieckie – kobaltowe wzory tzw. cebulowe. To oni właśnie je produkowali. Zatrudniano tutaj sporo artystów, ponieważ współwłaściciel Sylwester Mańczak – brat właściciela – głównego udziałowcy, był artystą rzeźbiarzem, najbardziej z Chodzieżą związanym, ponieważ reszta mieszkała w Poznaniu, a Sylwester miał tutaj nawet swoją pracownię. Do końca życia rzeźbił głównie w drewnie. Skończył krakowską szkołę plastyczną i tutaj projektował te wzory typowo artystyczne. Takie,  jakie tu widzimy – reliefowe figury. On wraz z Władysławem Marcinkowskim i Bolesławem Polankiewiczem byli tutaj zatrudnieni w latach międzywojnia. Naczynia były na tamte czasy dobre jakościowo, konkurencyjne, zdobywały wiele nagród w kraju.

Trochę z Zofią Stryjeńską mi się kojarzy…

Tak, tak… Tutaj była taka pani Gajkówna, która właśnie w tym duchu malowała. Ten talerz, podobnie jak model wieży dolnośląskiej, wystawiony był na Targach Poznańskich. Wtedy była to Powszechna Wystawa Krajowa. To był 1929 rok.. A później organizowane były wystawy, m.in. Mańczaka. Były na tyle dobre, że odwiedzały targi w kraju za granicą. Ten kotek ma również na postumencie wycisk, taką pamiątkę, że pochodzi z poznańskiej wystawy krajowej.

Jeśli chodzi o rzadko spotykane wzory, mamy, tylko właściwie w elementach, serwis zakopiański Tadeusza Szafrana z Podhala – projektanta, artysty, który ten model zaprojektował w duchu góralskim. Filiżaneczki przypominają takie czerpaki drewniane, góralskie. Te fasony są takie trochę secesyjne z motywami roślinnymi Artyści dysponowali tu głównie kolorami: niebieskim kobaltowym, odcieniami zieleni. Takie były dostępne barwniki wówczas.

A z czego to wynikało?

Z dostępności minerałów tutaj w fabryce.  Wiem, że po Niemcach zostało dużo wagonów – takie legendy krążą – kobaltu, więc jak on był najczęściej wykorzystywany. Mamy też dużą kolekcję pater. I te wzory, takie krajobrazowe, przypominają motywy niderlandzkie. To było też wzornictwo poniemieckie. Firma annaburska, która wykupiła fabrykę, właśnie taki wzór dostarczała wówczas.

Ale jednocześnie powstawały nowe…

Tak. Takie bardziej rodzime, krajowe. Bolesław Polankiewicz malował ręcznie wazon okolicznościowy dla Ministra Poczt i Telegrafów, na którym widoczny widoczny jest budynek Poczty Poznańskiej. Polankiewicz zaprojektował też figurki szachowe dla marszałka Piłsudskiego. Ale nie posiadamy tej wersji międzywojennej. Natomiast wersję powojenną – odtwarzającą tamte figurki – mamy w sali obok.

Po Mańczakach fabrykę fajansu przejmuje spółka dentystyczna Kapczyński-Szrama. To już są lata 30.  i aż do drugiej wojny… I też oczywiście te wzory są powielane…

… i wyszły jako nowe w tamtym czasie.

Tak, takie trochę nowatorskie, eksperymentalne. Tutaj taki eksperyment naszkliwny, widać szkliwo tzw. flambé –szkliwo spływające, trochę na wzór secesyjnego… Tego typu wyroby  właśnie projektowali. Już takie bardziej masywne  w charakterze. W tej sali na ścianach mamy widok tej pierwszej fabryki fajansu i powojenną fabrykę porcelitu.

Pamięta Pani wszystkie nazwy tych fabryk po kolei?

Fabryka Fajansu i Porcelitu – późniejsza nr 2 nazywała się. Mamy Fabrykę Porcelany nr 1, która powstała w końcu XIX wieku – założona przez Niemca Hermana Heima. Zresztą Herman Heim był właścicielem tej fabryki fajansu, ale odsprzedał ją firmie annaburskiej z taką klauzulą, to w ramach ciekawostki, że nie może otworzyć konkurencyjnego zakładu tutaj, z wyjątkiem huty szkła i fabryki porcelany. Więc po pewnym czasie założył sobie fabrykę porcelany, wówczas jedną z większych w Europie, która produkowała porcelanę i stołową, i tą techniczną na potrzeby przemysłu. Miała tu ona też dobre zaplecze komunikacyjne. W 1965 roku uruchomiono Zakład nr 3, a w latach 70. dobudowano dział nr 4 – zakład ceramiki technicznej i później zakład maszyn ceramicznych.

A która z tych gablot jest Pani ulubiona?

Ja generalnie lubię taki styl ponadczasowy, czyli new look  jest jak najbardziej w moim guście. Wówczas, w tamtych latach nie do końca się to sprzedawał, ponieważ uważano go za awangardowy, bardzo pstrokaty i często tego typu obiekty lądowały tylko w witrynkach. Ale uważam, że jest dosyć gustowny… Te wyroby są gustowne w charakterze i właściwie w każdym czasie modne. Zresztą do teraz osiągają niebotyczne ceny. Głównie figurki. z lat 50., 60., kiedy to w Warszawie powstał Instytut Wzornictwa Przemysłowego i tam tylko czworo artystów projektowało tego typu wyroby. One były rozsyłane po wszystkich innych fabrykach…

…czyli Lubomir Tomaszewski, Henryk Jędrasiak, Hanna Orthwein i Mieczysław Naruszewicz. To byli ci, którzy swojego artystycznego ducha wpuścili w formę przemysłową… Mi się te figurki (na przykład Dziewczyna siedząca) zawsze kojarzyły z Ćmielowem. Ale te historie się jakoś łączą tutaj… w Chodzieży. Czyli Chodzież też te figurki produkowała po zatwierdzeniu przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego. Tak?

Tak. I często było tak, że forma przychodziła biała, a chodziescy projektanci, malarze… ponieważ też powstał zakładowy Ośrodek Wzorniczy w Chodzieży… malowali w swoim duchu, w swoim charakterze, więc te siedzące dziewczyny, ja przynajmniej, znam w kilku malaturach.

A gdybyśmy się troszkę cofnęły do tych serwisów kawowo-herbacianych, to czy jest Pani w stanie wskazać swój ulubiony? Być może się tu znajduje.

Osobiście w domu nie pijam z chodzieskiej ceramiki, ale w domu mam mały serwis Iwona do mokki… najmniejszy, jaki jest. Podoba mi się też ten miniaturowy zestaw. Mamy tylko dwa takie zestawy, też nie do końca kompletne.

Czyli Pani jest z tych, którzy mówią Iwonie tak?

Miniaturce generalnie… Dla mnie to bardziej symbol, taka ikona Chodzieży, bo już ta wersja obiadowa czy herbaciana nie jest w moim guście. Ale ta miniaturowa, bądź ta do kawy – najmniejsza… jak najbardziej. Zresztą w domu rodzinnym też ona jest, ale raczej w witrynie stoi.

A czy u Pani w domu też był taki zwyczaj, że na specjalne okazje się wyciągało serwis z Chodzieży?

Tak. Bardziej moi rodzice wyciągają… Ja bardziej minimalistycznie to traktuję… Takie mam podejście do ceramiki. Nie zbieram całych zestawów, fasonów, serwisów. To wynika też z wielkości mieszkania, nie ma po co tego gromadzić…

Bo to jest design dla średnich mieszkań…

Tak… Teraz jak jest ten kiermasz porcelany, to często dokupuję sobie z tej białej porcelany konkretne, brakujące filiżanki czy imbryczki.

Fabryki już nie ma, ale po fabryce pozostał sklep…

Tak, sklep po fabryce nr 3 porcelany,  w którym cyklicznie organizowany jest taki kiermasz, gdzie wyprzedają ceramikę, porcelanę drugiej jakości.

My cały czas mówimy o serwisach, bo one się z Chodzieżą bardzo mocno kojarzą… Ale fabryka produkowała nie tylko serwisy. Była ceramika techniczna, talerze, patery, wazony, dekoracje. Czego jeszcze powinniśmy poszukać? Na co zwrócić uwagę?

Właściwie przy każdej okazji produkowana była jakaś patera bądź też wazon z sentencją. My tu akurat nie pokazujemy ich, ale ich jest mnóstwo  u nas w magazynie. Są charakterystyczne dla Chodzieży. Tak jak lilia, która występuje w ceramice wałbrzyskiej, ale ona ma inny charakter. Myślę, że tak, jak mówimy o Iwonie, to podobnie o tym motywie lilii można mówić… że jest rozpoznawalny. Występował właściwie tylko na paterach i wazonach.

A który projekt jest niedoceniany? Ma – Pani zdaniem – jakieś ogromne walory artystyczne? Jest może jakiś przełomowy, jeśli chodzi o technologię, rodzaj dekoracji?

Tutaj mamy tylko filiżankę fasonu Gracja, która była trudna technologicznie do zrobienia, aczkolwiek ona również była, jak gros tych serwisów, eksportowana. Także nie wiem, czy niedoceniona, po prostu w mniejszej ilości produkowana i po prostu trudna.

Jeśli chodzi o polski stół, to oprócz tego, że dominowała Iwona, to który fason jeszcze moglibyśmy wskazać?

Zdecydowanie Roman, który był takim fasonem bardziej stołówkowym, takim codziennym. Nie wiem, jak to wyglądało cenowo w stosunku do Iwony… ale zdecydowanie – jeżeli miałabym wymieniać takie bardzo powszechne, sztandarowe – to są to fasony Iwona i Roman.

I on sam był z dekoracją, bez dekoracji, z samym złotym…

Tak, w ciągu roku to projektowano kilkadziesiąt różnych dekoracji, które niekoniecznie wchodziły do produkcji. Często było tak, że tylko kilka… Zdarzało się też, że dekoracja była tworzona „pod klienta” po to, aby sprzedać. Wracając do popularnych fasonów to Kamelia, tak samo jak Iwona, jest do tej pory pod znakiem Chodzież produkowana.

Jakie nazwiska, za którymi moglibyśmy podążać, by Pani wskazała? Jeśli czyimś konikiem jest na przykład new look, to którym projektantem należałoby się zainteresować, aby swoją wiedzę poszerzać?

Z Chodzieży? Którzy byli na miejscu? To był Eugeniusz Renkowski, który zaprojektował na przykład Romana czyKarola. Zofia Wojtas wydała sporo fasonów. Nie wszystkie pokazujemy, ale mamy fason Berni. Jest jeszcze fason Agata i też Grację właśnie ona zaprojektowała.

A gdyby ktoś chciał zacząć swoją przygodę z Chodzieżą, to od którego obiektu powinien zacząć?

Znając historię tych przygód, zbieractwa, kolekcjonerstwa, to wiem, że często jest tak, że ktoś dostaje jakieś puzderko albo jedną filiżankę od babci, cioci czy sąsiadki i wokół tego buduje później kolekcję. Nie wiem, czy mogę komuś narzucać albo proponować cokolwiek, bo tego było tak dużo i w różnych wzorach. Na pewno te ręcznie malowane… Akurat to jest połączenie kalki i ręcznego malowania… tutaj ten serwis Grunwald. Bardziej są w cenie takie rzeczy, które wymagają ręki artysty.

Czy pani śledzi ceny tych obiektów w internecie?

Jak najbardziej, ponieważ cały czas je nabywamy. Także jestem zobligowana do tego, żeby mieć rozeznanie, jak to wygląda.

Czy jest jakieś zaskoczenie ostatnimi czasy? Że na przykład… jak to możliwe, że akurat ten serwis tak poszedł w górę?

Tak, to kwestia czasów i kwestia konkurencji w pozyskiwaniu tych przedmiotów, bo  ich miłośników trochę się namnożyło.

A jak Pani wytłumaczy ten boom, który się teraz dzieje, cały czas rozkręca, na chodzieską porcelanę?

Fabryki się zamknęły, a wszystko, co się kończy, zaczyna interesować ludzi. Te produkty zaczęły oczywiście mieć coraz wyższe ceny, bo każdy sobie zdaje sprawę, że za chwilę zapasy się skończą. Ja myślę…  począwszy od tego działu, wydania albumu, ludzie przychodzą tutaj różni. Bo i kolekcjonerzy, i handlarze, i tacy, którzy dopiero chcą zacząć przygodę z ceramiką. Część z nich przynosiła nam w darze pewne rzeczy. Teraz już jest tego oczywiście mniej, ponieważ wzrosła świadomość tego, co można mieć w swoich szafach czy witrynkach.

I jakie to może być wartościowe, prawda? Bo ceny na licytacjach internetowych szaleją…

Tak, jeżeli coś nie jest produkowane, to nie ma jednej ceny. Jest taka cena, jaką zaproponuje sprzedający. I też muszę się pochwalić, że tutaj, z tego działu wywodzi się m.in. grupa internetowa Urok chodzieskiej porcelany, która teraz licznie organizuje tych miłośników. I co roku w lipcu  oni się tutaj spotykają (w lipcu organizowany jest przez grupę Pasjonaci Porcelany Chodzież zlot miłośników chodzieskiej porcelany – przyp.red.).

Osoby z całej Polski?

Tak, właściwie więcej z Polski, aniżeli z samej Chodzieży.

Czyli jest trochę tak: cudze chwalicie, swego nie znacie?

Tak, chyba trochę tak jest.

A mieszkańcy Chodzieży mają już tak dużą świadomość tego, że coś minęło… że już nie wyrzucają, nie wystawiają na śmietnik swojej porcelany?

Ja myślę, że ci, co mieli wyrzucić, to już wyrzucili, a ci, co od zawsze szanowali, to gdzieś tam mają w witrynkach pochowane.

Dużo jest kolekcjonerów tutaj?

Lokalnie znam kilkoro osób tak naprawdę. Większość właściwie gdzieś tam w kraju jest, spoza Chodzieży.

A jaką anegdotą rozpoczęłaby Pani swoją kolejną książkę, która się już nie zmieściła w poprzedniej, a mogłaby rozpocząć następną? Anegdotą, historyjką, faktem o chodzieskiej porcelanie, czymś, do czego Pani niedawno dotarła?

Dotarłam niedawno do dobrych jakościowo kart projektowych, które były używane do produkcji, podobnie jak do wzorników… Myślę, że w tym kierunku będę szukać. Bo też miłośnicy porcelany czy kolekcjonerzy pytają np. o numer danej dekoracji. Jak mają serwis, to chcieli wiedzieć, jaki to jest konkretnie numer. Są na tyle szczegółowi. Pytają, jaki to jest numer dekoracji. Myślę, że jestem dziś w stanie jeszcze w tym temacie pomóc.

Jak u Pani wyglądało poszukiwanie materiałów do pierwszej książki?

Część materiałów była pozyskana z byłych zakładów, część… to były podróże po archiwach i wszelkie dostępne publikacje. W każdej książce były trochę inne daty albo fakty, więc trzeba było to jakoś usystematyzować i uwiarygodnić tak naprawdę. Podobnie z sygnaturami… też są zebrane w całość: od najstarszych do ostatniej. To jest istotne dla kolekcjonerów. Jeżeli znajdują przedmiot, to odwracają go sobie, patrzą, jaka jest sygnatura i wiedzą, jak go datować.

Bardzo dziękuję za tę rozmowę, dziękuję za oprowadzenie po wystawie. Trzymam kciuki za kolejną książkę i jednocześnie zapraszam wszystkich słuchaczy do działu muzealnego w bibliotece w Chodzieży.

 

Organizator: Pracownia VZORY/ Stowarzyszenie MiastoHolizm

Realizacja video i audio: Czarna Mewa Studio

Oprawa graficzna: Ewa Kaziszko Motif Studio

Produkcja i koordynacja: Monika Petryczko

Redakcja tekstów: Aleksandra Ratajewska

*Projekt jest współfinansowany ze środków Samorządu Województwa WielkopolskiegoPartner: Miejska Biblioteka Publiczna w Chodzieży.