Piotr Kuchciński – architekt, projektant. W jego dorobku znajdziemy realizacje urbanistyczne, graficzne, jak i te przeznaczone do produkcji przemysłowej. Na co dzień kreatywnie związany z firmą NOTI. Produkty autorstwa Piotra Kuchcińskiego otrzymały wiele prestiżowych nagród, w tym aż dwukrotnie nagrodę Red Dot Design Award. W 2012 roku został laureatem nagrody specjalnej Prezesa IWP dla najlepszego polskiego projektanta roku. Jednym z marzeń Piotra było zaprojektowanie obiektu dla chodzieskiej fabryki i m.in. ten fakt przywiódł nas na spotkanie z nim. Poza tym Piotr swoje dzieciństwo i młodość spędził właśnie w Chodzieży.

Z Piotrem Kuchcińskim rozmawia Monika Petryczko.

POSŁUCHAJ!

PRZECZYTAJ!

Piotr Kuchciński: Nazywam się Piotr Kuchciński, jestem z wykształcenia inżynierem, architektem. Na co dzień zajmuję się przede wszystkim projektowaniem mebli. Projektowaniem wnętrz od czasu do czasu, co cały czas bardzo lubię robić. Projektowaniem graficznym już prawie w ogóle, ale też bardzo lubię to robić… w ogóle projektować cały czas bardzo lubię i cieszę się, kiedy tylko mam taką możliwość, a jak nie mam możliwości, to wyszukuję ją sobie sam… Taka potrzeba natury projektanta.

Monika Petryczko: A co łączy Ciebie z Chodzieżą? Bo Chodzież nas do Ciebie przyprowadziła, przywiodła… Masz pewne połączenia?

Nie urodziłem się w Chodzieży, urodziłem się w Wielkopolsce, w Środzie Wielkopolskiej i w Chodzieży zamieszkałem z moimi rodzicami chyba w drugim roku swojego życia. Moi rodzice też pochodzą z Wielkopolski, z różnych miejsc. I zdaje się, że dzięki temu, że mój ojciec znalazł pracę właśnie w Chodzieży, rodzice zdecydowali, że przeprowadzą się do Chodzieży i tutaj rozpoczną wspólne rodzinne życie… To był rok 1969 i od tego czasu wychowywałem się w Chodzieży. Mieszkałem tam na stałe aż do rozpoczęcia studiów, kiedy to częściowo przeprowadziłem się do Poznania, tak rok po roku, coraz silniej wiążąc się z Poznaniem. A do Chodzieży mam przede wszystkim wielki sentyment i mnóstwo wspomnień związanych ze szczęśliwym dzieciństwem.

A czy to jest tak, że fabryka jest stałym elementem Twojego wspomnienia o tej miejscowości? Wpisuje się w sposób taki nieodłączny? Czy to już jest z mojej strony taka mitologizacja?

Fabryka dla mnie jest o tyle częścią wspomnień związanych z Chodzieżą, na ile fabryka była ważna dla samej Chodzieży. Jakoś nie mam szczególnie osobnych wspomnień związanych z tą fabryką i nie miała ona dla mnie na co dzień szczególnego, takiego wyraźnego znaczenia, natomiast po prostu była obecna w moim życiu, jak w życiu prawie każdego mieszkańca Chodzieży. Dla niektórych… jako coś na pierwszym planie, chociażby dlatego, że po prostu tam pracowali, a dla innych chociażby dlatego, że mieli znajomych czy rodzinę, która w tej fabryce pracowała i w jakiś sposób fabryka i jej funkcjonowanie, i porcelana w ogóle, na różne sposoby wpływały na nasze codzienne życie. Na niektórych silniej i mocniej, na niektórych mniej. Myślę, że ta fabryka porcelany jakoś określała życie każdego w tym mieście.

Czy w Twoim domu chodzieskim, na Waszym stole gościła porcelana chodzieska?

Ciekawy jestem, czy jest… czy była w Chodzieży jakakolwiek rodzina, na której stole nie byłoby porcelany chodzieskiej… Wydaje mi się, że byłoby to naprawdę czymś bardzo dziwnym, niepojętym, gdyby tak było. Najstarszy serwis, który pamiętam, to był serwis Roman, chyba ze złotą linią na krawędziach. Pamiętam go bardzo fajnie, bo wydaje mi się, że jest jednym z niewielu bardzo ponadczasowych, nowoczesnych wzorów. Nowoczesnych, a jednocześnie takich bardzo przystępnych, uniwersalnych i popularnych, który wydaje się, że nigdy nie straci swojej świeżości i wartości. I potem, po bardzo długim czasie… nawet nie wiem, w którym momencie, pojawiła się oczywiście ona, czyli Iwona. Myślę, że też chyba w prawie każdym domu w Chodzieży ten serwis musiał być obecny z różnych powodów. U nas też była i kojarzy mi się przede wszystkim ze szczególnymi okazjami, a zwłaszcza chyba ze świętami wielkanocnymi. To jest ciekawe, bo kiedy sobie odtwarzałem różne wspomnienia związane z Chodzieżą, to pojawiły mi się takie różne wrażenia zmysłowe związane z porcelaną, ze wspomnieniem porcelany w ogóle… jako materiału czy przedmiotów z porcelany. I jednym z tych wspomnień było takie skojarzenie… Iwona mi się kojarzy ze smakiem kawy zbożowej z tego powodu, że właściwie tylko na Wielkanoc i chyba przy okazji Bożego Narodzenia mieliśmy takie uroczyste śniadania rodzinne, kiedy wystawiało się Iwonę i z tej Iwony się nalewało kawę zbożową. Nie wiem, dlaczego piliśmy kawę zbożową… Może dlatego, że byliśmy dziećmi? To jest takie smakowe skojarzenie z serwisem Iwona.

Czyli można powiedzieć, że to jest pewnego rodzaju polska tradycja, że Iwona gości na stołach od święta? I niezależnie od tego, w jakim rejonie Polski o tym rozmawiamy… To jest zupełnie fantastyczna historia.

W dzieciństwie chodziłem do przedszkola przyzakładowego przy fabryce porcelany. Z jakiegoś powodu z tego przedszkola chyba zostałem wypisany i przez jakiś czas chodziłem do opiekunki… takiej starszej pani, przesympatycznej i miłej. I ta starsza pani razem z mężem, jak większość wtedy ludzi, nałogowo paliła papierosy… bez przerwy. To w ogóle dzisiaj jest niepojęte, że dla moich rodziców nie miało to znaczenia wtedy… Ten zapach papierosów był w ich mieszkaniu obecny wszędzie. Oni w swoim mieszkaniu mieli mnóstwo obiektów z porcelany, które pamiętam do dzisiaj, których nie musiałem sobie przypominać, bo mam je cały czas w pamięci… i to były popielniczki. Oczywiście, popielniczek mieli najwięcej… ale przede wszystkim – nie pamiętam nazwy – ale pamiętam taki czarny owalny kształt z siateczką, złotą pajęczynką w różnych wykończeniach. Mieli też na pewno jakąś małą kolekcję zwierzątek porcelanowych z Chodzieży. I mieli na pewno parę legendarnych wazonów z liliami w różnych kolorach, chyba w kobaltowym… Różowy chyba też był. Także te naczynia pamiętam i pamięć o nich kojarzy mi się właśnie z zapachem papierochów z tamtego czasu.

Drugie skojarzenie, też w sumie takie dziwne… Jak wiecie, w zakładach porcelany pracowało mnóstwo ludzi… To już też wielokrotnie opowiadali wasi bohaterowie, że codziennie do pracy i z pracy przez miasto przepływały po prostu tłumy ludzi, którzy szli do tych zakładów. Z tego powodu powstało to przejście podziemne, które ja też pamiętam. Otwarcie tego przejścia było ważnym wydarzeniem w życiu całego miasta. Nie wiem, którzy to był rok – końcówka 70. lat, może 80. nawet… Najbardziej zapamiętałem takie niesamowite spostrzeżenie, że jakby rytmem życia… nawet dla dzieci… znaczy dla mnie… była fabryka. Nie wiem, dlaczego, ale zwracałem na to uwagę, że codziennie o godzinie 14.00… wydaje mi się, że to była 14.00… w całej Chodzieży było słychać ryk syren. To był sygnał zakończenia pracy w zakładach porcelany. Nie jestem pewien, która to była godzina… W każdym razie ten ryk syren po prostu był codziennie i był taki jak bicie dzwonów na dzwonnicy kościelnej… po prostu był takim sygnałem codziennego rytmu.

Tyle rozmów z inżynierami pracującymi w fabryce, z kierowcami pracującymi w fabryce, z mieszkańcami Chodzieży i musimy przyjechać do Poznania, do Piotra, projektanta, aby nam o tej syrenie opowiedział.

No i jeszcze jedna ważna sprawa… wspomnienie z dzieciństwa, bo chyba już takich rzeczy nie ma, ale to spojrzenie architekta… Nie wiem absolutnie, czy to był chodzieski wynalazek, ale pamiętam mnóstwo domów, które powstawały wtedy, czyli w latach 60., 70. To były przeważnie typowe proste kostki, których elewacje całe lub częściowo były dekorowane tłuczoną porcelaną. Nie wiem, czy to był chodzieski wynalazek i nie pamiętam, żebym widział to gdziekolwiek indziej poza Barceloną i dziełami Gaudiego, ale to w zupełnie innej jakości i skali. Pamiętam po prostu mnóstwo domków z tamtych czasów, które naprawdę miały fantazyjne dekoracje. Czasami była to wyłącznie czarna porcelana tłuczona, wyłożona we fragmencie na przykład w cokole albo były całe kompozycje w kształtach figur geometrycznych, z podziałami pól: porcelana biała, czarna czy kolorowa. No niesamowite… Podejrzewam, że już chyba nie ma dzisiaj żadnego takiego domu, bo może to być… nie wiem… powód do wstydu dla mieszkańców tych domów.  W sumie wszystkim się to podobało, aczkolwiek pewnie w latach 90. mogło być to uznane po prostu za coś wyjątkowo nieestetycznego… Żeby nie powiedzieć obciachowego.

A teraz być może wróciłoby w wielkiej chwale… Możemy dać apel: czy ktoś z Państwa mieszka dziś jeszcze w takim domu? Chętnie go zobaczymy.

No właśnie może tak… Myślę, że możemy.

Wasi bohaterowie pracujący w fabrykach wspominali o legendarnej wizycie Gierka. Chociaż być może były nawet dwie wizyty Gierka. Też pamiętam taką wizytę… Byłem chyba wtedy w przedszkolu, bo to pewnie był gdzieś rok 1974… może wcześniej… i tylko pamiętam, że świat telewizji wydawał nam się wtedy, trochę inaczej niż dzisiaj, w ogóle osobnym bytem, który gdzieś tam dzieje się w Warszawie i jest w ogóle osobnym wszechświatem. Pamiętam, że dla cztero- pięcioletniego dzieciaka, jakim byłem wtedy, wizyta postaci z telewizji była po prostu naprawdę czymś niespotykanym. Nie widziałem oczywiście pana Gierka, ale słyszałem opowieści, które krążyły po całym mieście. To była wiadomość, wydarzenie, które zelektryzowało całe miasto. Nie mogliśmy się nadziwić… ale jak Gierek w chodzieskiej porcelanie? Co? Że wyszedł z telewizji i pojawił się w chodzieskiej porcelanie?

Myślisz, że – patrząc z dzisiejszej perspektywy – fakt, że wychowywałeś się w miasteczku, w którym fabryka porcelany była tak istotnym elementem, wpłynął na Twoje życie zawodowe?

Zastanawiałem się nad tym oczywiście. Zadawałem sobie to pytanie, jak i jakie to mogło mieć znaczenie. I trudno powiedzieć, trudno jednoznacznie ocenić, co dokładnie kształtuje gust, smak czy w ogóle wrażliwość estetyczną. Trudno jednoznacznie wyróżnić pojedyncze składniki. Myślę, że to zawsze jest jakaś suma wpływów… i być może pewnych genetycznych, wyniesionych po prostu z mlekiem matki. Wydaje mi się, że na pewno okoliczności i kontekst naszego życia – dzieciństwo i późniejszy okres – silnie nas kształtują. Chciałbym na pewno wierzyć w to, że ta Chodzież ma taki pozytywny wpływ na to, jaki jestem dzisiaj.

Wiem to… nie od Ciebie… że miałeś kiedyś takie marzenie, aby zaprojektować coś dla Chodzieży…

Tak. To troszkę jakby wynik takiej świadomości tego, skąd jestem… jak ta Chodzież była dla mnie ważna… jak ją fajnie wspominam. Chodzież, czyli miasto, miejsce, w którym żyłem. Wynika to również ze świadomości, że skoro Chodzież jest, dzięki porcelanie, rozpoznawalna w Polsce, to zupełnie naturalnym odruchem była dla mnie myśl, że powinienem zaprojektować jakiś obiekt z porcelany, jakieś naczynie… nie marząc o tym, że będzie to jakaś większa kolekcja czy serwis, ale jakikolwiek obiekt z tego cudownego tworzywa. I ta świadomość od zawsze, od kiedy zacząłem się zajmować projektowaniem, jakoś nade mną wisiała. W sumie jest cały czas ze mną, ale bardziej jako taka świadomość, a już dzisiaj chyba nie konkretna potrzeba. Myślę, że bardziej takie oczekiwanie od siebie czy raczej jakieś niedosiężne marzenie, które fajnie było spełnić. Może kiedyś… Ale nie jest to coś, co za wszelką cenę muszę zrealizować, osiągnąć… raczej właśnie taka potrzeba, trochę wynikająca po prostu z tego, skąd jestem i czym się dzisiaj zajmuję.

Gdyby los Ci przyniósł taką sytuację, z której mógłbyś skorzystać i… mógłbyś właśnie zaprojektować garnitur do kawy, to skorzystałbyś z tego?

Myślę, że na pewno tak, jakby ktoś naprawdę konkretnie zwrócił się do mnie, zaproponował taki projekt, to absolutnie nie miałbym żadnych wątpliwości, że chcę spróbować. Natomiast rzeczywiście sam przez tyle lat nie zrobiłem właściwie najmniejszego kroku, żeby to marzenie, o którym mówiłem, próbować zrealizować, więc na razie pozostawiam to po prostu losowi. Jeśli tak się zdarzy, to fajnie, to chętnie w to wejdę, natomiast poczekam… może los zdecyduje za mnie.

Może się zrobi samo? A czy to marzenie się przełożyło na jakieś szkice? Na coś materialnego?

Tak, tak… Szkice na sztuce… Oczywiście. Nie pokażę ci teraz, chociaż ostatnio gdzieś tam na to wpadłem, pogrzebałem i nawet coś znalazłem… jakieś szkice. To jest oczywiste, że szkice się pojawiły, bo szkicuję to, o czym myślę, więc naturalne było, że wiele lat temu, kiedy te myśli o projektowaniu porcelany były intensywniejsze, to wtedy zupełnie naturalnie ręka rysowała to, o czym myślałem i szukałem jakichś pomysłów, fajnych, konkretnych rozwiązań. Po prostu był to zapis myśli i poszukiwań. W tym momencie.

Jakie cechy – według Ciebie – musiałby posiadać idealny obiekt porcelanowy? Ten Twój projekt mam na myśli… Czy ten Twój projekt, już na poziomie zwykłego marzenia, miał jakiś cechy, o których pamiętasz?

Obiekt porcelanowy, czyli pewnie naczynia… tak sobie wyobrażałem swój projekt, szkicując wstępnie… powinien nosić dokładnie te same cechy, którym odpowiadać próbują wszystkie projekty mebli, nad którymi pracuję na co dzień. Co najważniejsze, powinien być z jednej strony obiektem bardzo wyrazistym, charakterystycznym, który ma swoją osobowość, jest zauważalny i zapamiętywany, a z drugiej strony powinien być uniwersalny – jak najdalej od mód chwilowych, fascynacji estetycznych, by wyglądał świeżo i atrakcyjnie również za 5, za 10, za 20 lat. To od strony estetycznej. Natomiast oczywiście w przypadku naczyń niesamowicie ważne są cechy użytkowe, czyli wygoda w użytkowaniu, ergonomia, dopasowanie do chwytu, te wszystkie cechy związane z właściwym przepływem cieczy z naczynia do naczynia, czyli kształty dzióbka, krawędzi, filiżanki itd. Tak sobie to wyobrażam, chociaż nigdy nie wnikałem, jak dokładnie projektuje się na przykład kształty profilu krawędzi filiżanki. Opierając się na doświadczeniu, spostrzeżeniach, po prostu sobie wyobrażam, że te elementy akurat mogą być bardzo ważne, a mogą czasami spowodować takie kłopoty w użytkowaniu, że tracimy dobre emocje wobec pewnych projektów.

Które mogą się z czasem stać ikoniczne?

Tak, niekoniecznie muszą wykluczyć fascynacje jakimś obiektem, bo są ikony w historii wzornictwa, które niekoniecznie były trafionymi projektami od strony użytkowej, natomiast z innych powodów, pewnie głównie estetycznych, może głębszych, nawet kulturowych, zapisały się w historii wzornictwa, projektowania sztuki… w ogóle może całej kultury. Czasami więc koleje projektów są bardzo różne. Na pewno zawsze zależy mi bardzo na tym, żeby wszystko, co projektuję, nie było nierozpoznawalne, anonimowe, wtapiające się w otoczenie. Aczkolwiek takie podejście do projektowania też jest często spotykane i nie podważam go absolutnie. Nie jest to jednak moja ścieżka.

Czy wyobrażasz sobie taką sytuację, w której autor stojący za projektem jest w zasadzie anonimowy? Tak jak prawdopodobnie działo się to w czasach PRL-u, gdzie gros projektów zaistniało, ale bez podpisu…

Czy spełniałbym się jako projektant ze świadomością, że moja historia nie idzie za tym dziełem, czyli ono pozostanie anonimowe? Absolutnie tak, to znaczy nie powstrzymałoby mnie to przed projektowaniem. Tylko wydaje mi się, że jest to ze szkodą po prostu dla wszystkich: i dla autora, i dla tego dzieła, dla jego historii, ale przede wszystkim dla użytkownika. Moje wszystkie doświadczenia z odbiorcami wskazują na to. To też oczywiście są pewnie szczególni odbiorcy, bo pewnie nie dla każdego użytkownika wszystkiego, co jest zaprojektowane, ma znaczenie historia, która stoi za tym projektem, czyli autor, powody… kim był… dlaczego to robił… jak to robił… czy to zrobił raz… czy jest z tego znany itd. Byłoby mi tylko pewnie szkoda, ale też bym się zajmował projektowaniem po prostu, bo mimo wszystko najważniejszy jest sam ten obiekt, sam ten produkt. I on sam powinien nieść jak najwięcej od autora – te wszystkie jego cechy, o których wcześniej mówiłem, czyli te estetyczne i te użytkowe.

A czy Ty masz w głowie wszystkie te fasony chodzieskie? Albo przynajmniej ich dużą część jako projektant, esteta, człowiek, który bez projektowania nie wyobraża sobie życia… Tak zrozumiałam z naszej rozmowy…

Przyznam się z bólem, że nie. Nie znam ani nie znałem dokładnie historii Chodzieży i kolei losu wszystkich zakładów. Do niedawna jeszcze właściwie nie byłbym w stanie rozpoznać wszystkich fasonów oprócz tych, o których wspomniałem, z którymi miałem bezpośrednio do czynienia. Pewnie dużo fasonów czy pojedynczych naczyń z różnych kolekcji po prostu pamiętam z dzieciństwa i te oczywiście rozpoznam, natomiast bardzo dużo dało mi słuchanie waszych podcastów, niesamowicie szczegółowe opowieści kolekcjonerów i pracowników zakładów porcelany . To jest wasz olbrzymi wkład, chociażby dlatego, że udało was się mnie zainteresować tym tematem. I sam zacząłem rzeczywiście szukać, ponieważ słuchałem tylko tej warstwy dźwiękowej… ale zacząłem grzebać oczywiście w internecie i wyszukiwać wszystkie kolekcje, wszystkie fasony Chodzieży, do których byłem się w stanie dokopać, żeby jakoś tę historię tego wzornictwa chodzieskiego sobie przejrzeć i uświadomić. Ale niesamowite i w sumie trochę smutne mam spostrzeżenia z waszych rozmów z ludźmi, którzy byli związani z fabryką. Chodzieska porcelana produkowała mnóstwo wzorów, natomiast nikt nie dbał specjalnie o ich dokumentację. Właściwie dzisiaj tylko dzięki pasjonatom, fanatykom, miłośnikom chodzieskiej porcelany udaje się tę historię jakoś odkopywać, analizować i ujmować w jakieś ramy, w chronologię, nazywać wszystkie wzory. Nie wiem, czy zdobywać też dokumentację. Pewnie z tym jest najgorzej. Tym bardziej chwała dla nich właśnie za to, co robią, bo odzyskują wiedzę, która właściwie była trochę skazana na przepadek i niebycie.

Czy Ty, poszukując, wklikując – być może te nowe nazwy chodzieskich wzorów – doznałeś jakiegoś zachwytu nad formą albo dużego zaskoczenia co najmniej?

Na pewno niesamowitym zaskoczeniem było dla mnie to, ile było wariantów wykończenia kolorystycznego każdej z kolekcji i ile…

Roman był rekordzistą. Na pewno było ogromnie dużo dekoracji tego fasonu właśnie.

To jest niesamowite. To jest akurat wspólna cecha porcelany czy serwisów porcelanowych z meblami, bo w zależności od rodzaju wykończenia, pokrycia kolorem czy w ogóle rozwiązania grafiki na tych fasonach, one kompletnie zmieniały swoją osobowość i wyraz. Dokładnie tak samo jest z meblami: w zależności od tkaniny, której użyjemy na meblu miękkim, możemy zmienić zupełnie jego charakter. I to jest akurat wspólna cecha porcelany z meblami miękkimi.

Czy Ty jesteś szczęśliwym posiadaczem jakiegoś obiektu z chodzieskiej fabryki?

Tak, od niedawna. To brzmi pewnie dziwnie, ale dopiero 3 lata temu chyba stałem się posiadaczem pięknej patery, kupionej na aukcji w Desie, więc takim bardzo oficjalnym, formalnym kanałem… już jako dzieło sztuki tak naprawdę, ale absolutnie na to zasługuje… I jeszcze wiele lat temu, zakładając rodzinę, mieliśmy u nas w domu bardzo dużo naczyń z białej porcelany z Chodzieży kupowanych w sklepie firmowym obok jeszcze funkcjonującej fabryki. Część kupowała moja mama, kiedy rodzice jeszcze mieszkali w Chodzieży. Raz czy dwa razy nawet sami pojechaliśmy do tego sklepu i kupowaliśmy pewnie tak, jak wszyscy tam kupowali, porcelanę, chyba drugiego czy trzeciego gatunku, bez żadnych malowań. I to było jej największą zaletą, że po prostu to były piękne, białe formy. Tak naprawdę nie musiały tworzyć żadnych spójnych kolekcji. Można było sobie je swobodnie mieszać, bo i tak stanowiły taką spójną całość przez to, że wszystkie były białe. Mieliśmy tych naczyń bardzo dużo, ale z czasem, tak szczerze mówiąc, zacząłem odchodzić w ogóle od używania porcelany w codziennym życiu, z jakichś takich powodów estetycznych wyłącznie… Po prostu porcelana wydała mi się z czasem mniej pasującym tworzywem do mojej wrażliwości czy potrzeb estetycznych. Chodzi o to, że bardzo lubię na co dzień i żyć w takim otoczeniu, i posługiwać się takimi materiałami w pracy projektowej, które są w jakiś sposób niedoskonałe, mają swoje wady, jakieś ubytki, jakąś taką naturalną surowość, niedoskonałość czy wynikającą z natury, czy z powodu pracy człowieka, gdzie widać już tworzenie, rękę człowieka, jego narzędzia. Natomiast porcelana ma w sobie coś takiego doskonałego, nieznośnie doskonałego… w sensie, że po wypaleniu jest po prostu czymś idealnym. Trochę jak złoto, rodzi się w takim alchemicznym procesie. Bo z czegoś niepozornego, jakiegoś szarego proszku nagle powstaje po prostu doskonałe… Doskonały materiał, który ze szkliwem po prostu błyszczy, jest gładki, nieskazitelny, jeszcze przepuszcza światło… w dodatku ma taką głębię, jest superodporny na zarysowania, jest po prostu czymś idealnym i przepięknym. I jakoś tak naturalnie po prostu czułem potrzebę innych materiałów, a ta porcelana z roku na rok była trochę wypychana z naszego użytkowania codziennego. Może ta najwyższa doskonałość tego materiału przez lata mnie onieśmielała i powstrzymywała przed zajęciem się tematem?

A taki message to the world … że tak powiem… w kontekście chodzieskiej porcelany?

Myślę, że to, o czym dowiedziałem się, dzięki waszym podcastom – że jest świat fanatyków chodzieskiej porcelany –   jest niesamowite i to jest część tej opowieści czy wartość w ogóle przedmiotów, które są projektowane. To za mną chodzi i dla mnie jest ważne, że w przedmiotach może być taka wartość, ale też siła emocjonalna, historyczna, estetyczna. Taka wartość, która powoduje, że na przykład po 50 latach albo czasami dłużej, nawet po 80 latach, te przedmioty mają cały czas znaczenie emocjonalne dla tych ludzi i dla następnych… Tworzą się przecież coraz większe grupy, ta fascynacja jest zaraźliwa, jest dziedziczona nawet z pokolenia na pokolenie. To jest ta fascynująca siła, która tkwi w przedmiotach, która jest częścią mojej fascynacji w moim codziennym zawodzie.

Bardzo dziękuję za te rozmowę. Ja mogę pożyczyć takiej fascynacji w przypadku Twoich projektów… aby za 50, a nawet i 80 lat, jak wspomniałeś, Twoje projekty łączyły grupy, aby ludzie się stawali fanatykami obiektów zaprojektowanych przez Ciebie. To chyba byłoby cudownie?

Nie śmiem marzyć, ale brzmi cudownie…

Bardzo dziękuję.

 

 

Organizator: Pracownia VZORY/ Stowarzyszenie MiastoHolizm
Realizacja video i audio: Czarna Mewa Studio
Oprawa graficzna: Ewa Kaziszko Motif Studio
Produkcja i koordynacja: Monika Petryczko
Redakcja tekstów: Aleksandra Ratajewska

*Projekt jest współfinansowany ze środków Samorządu Województwa Wielkopolskiego