Dorota Marciniak jest ceramiczką. Przyjechała do Chodzieży w 1970 roku po ukończeniu Wydziału Ceramicznego na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Przez pierwsze trzy lata jako stypendystka pracowała w Zakładach Chodzieskiej Porcelany i Porcelitu, które tętniły życiem przemysłowym, były największym ośrodkiem produkującym porcelanę i porcelit stołowy, zatrudniającym wtedy największą liczbę osób. Z trzech lat zrobiły się dwadzieścia trzy…
Z Dorotą Marciniak rozmawia Monika Petryczko
POSŁUCHAJ!
PRZECZYTAJ!
Monika Petryczko
Rozmawiamy o Chodzieży, a dokładniej o fabryce ceramiki, której historia jest bardzo pokręcona i skomplikowana…
Dorota Marciniak
To prawda. W Chodzieży są trzy zakłady ceramiczne. Ich historie się splatały i rozplatały. Były takie czasy, kiedy się łączyły i takie, kiedy działały samodzielnie. Pierwszy zakład ceramiczny powstał w Chodzieży w połowie XIX wieku jako zakład fajansu. Po okresie okupacji Niemcy wprowadzili tam nowe tworzywo ceramiczne, które nazwali porcelit i po wojnie kontynuowali jego produkcję. Na przełomie wieków XIX i XX powstałw Chodzieży duży zakład porcelany. Największy w tamtych czasach, niezwykle nowoczesny, w którym produkowana była porcelana i stołowa, i techniczna. Był to jeden z pierwszych zakładów, który zaczął produkować porcelanę, także elektrotechniczną. W 1965 roku wybudowano kolejny zakład ceramiczny w Chodzieży. W sumie, kiedy przyszłam do Chodzieży w 1970 roku, istniało przedsiębiorstwo, które nazywało się Chodzieskie Zakłady Porcelany i Porcelitu. Grupowało trzy zakłady, z których dwa produkowały porcelanę, a jeden porcelit.
A czy któryś z niemieckich wzorów został wdrożony i później produkowany w polskiej fabryce? Bardzo mnie ciekawi, jak ta historia wzornicza tutaj się w Chodzieży toczyła.
Z całą pewnością można by znaleźć pewne związki pomiędzy produkcją jeszcze z okresu międzywojennego w okresie wojennym i powojennym. Niemniej moda ulegała zmianie i inną rzeczą jest to, co się podobało i miało popyt w czasach międzywojennych a inną to, co wynikało z kolei z potrzeb produkcji wojennej. Niemcy tutaj przecież produkowali dla kantyn wojskowych, więc to wzornictwo było uproszczone. Dekoracje były absolutnie bez użycia złota. W latach 70. dominującą produkcją była produkcja kontrolowana przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego. Każdy z zakładów ceramiki w Polsce miał swój ośrodek zakładowy wzornictwa i był nadzorowany przez znakomitych twórców i projektantów. Instytut ten, tak obrazowo mówiąc, trzymał wysoki poziom i nie pozwolił zakładom schodzić na manowce niedopracowanych wzorów i jeżeli chodzi o kształt, czyli fasony,i jeżeli chodzi o dekoracje.
Natomiast kolejne lata: 80. i 90. wprowadziły zupełnie inne podejście do produkcji ceramiki, w tym porcelany. Zaczęła się dyktatura rynku. Zakłady produkowały nie to, co opracował czy zaakceptował Instytut Wzornictwa Przemysłowego, lecz to, czego domagał się rynek.
Przykładem tego właśnie spojrzenia na sprawy produkcji jest słynna Iwona. I tutaj powiem, że Iwona oznacza fason. Natomiast to, co Państwu się w tym momencie kojarzy, to jest dekoracja, która się nazywa w zakładzie: 4191 plus złocenia.
Co spowodowało, że Iwona była taka popularna?
Sądzę, że to wynikało z potrzeby posiadania czegoś, co się kojarzy z luksusem,z zamożnością, z dobrobytem. Ludziom potrzebne były takie właśnie wyroby, dzięki którym czuli, że żyją w lepszych czasach. Niemniej dla zakładu to był absolutny przebój w sensie ekonomicznym. Można było sprzedać każdą liczbę tych wyrobów w tej dekoracji.
Jak długo Iwona była przebojem?
Praktycznie do momentu, kiedy nastąpiło jakieś nasycenie rynku, czyli co najmniej 20 lat. Natomiast teraz, kiedy zakłady już nie pracują, poszukiwacze chodzieskiej porcelany na ogół zaczynają od najszerzej rozumianego zestawu Iwona. W tym zestawie był nie tylko tradycyjny garnitur do kawy i serwis obiadowy, ale całe mnóstwo innych wyrobów, które towarzyszyły tym właśnie podstawowym zestawom: wazony, świeczniki, tacki, rozmaite etażerki, nawet zegary .
A jak wyglądało miasto w latach 70.? Mam na myśli ten moment, w którym w fabryce pracowało ponad 3000 osób, kiedy statystycznie co siódma osoba z Chodzieży była związana z fabryką.
W szczytowym okresie rozwoju chodzieskich zakładów porcelany w tych trzech zakładach pracowało ponad 3000 ludzi. Tu takim najlepszym rokiem był rok 1976. Pracownicy mieli możliwość zdobycia zawodu od szkoły przyzakładowej przez technikum ceramiczne. Był nawet punkt konsultacyjny AGH i można było skończyć studia z tytułem inżyniera. Także związek zakładów z miastem był olbrzymi.
To Pani nazwała tę fabrykę matką, taką macierzą?
Tak można by ją nazwać wręcz – alma mater – matka karmiąca. Oczywiście nie wszyscy pracownicy byli mieszkańcami Chodzieży. Bardzo dużo osób dojeżdżało z okolicznych miejscowości. Natomiast w Chodzieży albo ktoś pracował bezpośrednio, albo ktoś z jego rodziny, albo ktoś ze znajomych. Także ten zakład był wszystkim chodzieżanom bardzo bliski.
Miasto musiało się dostosować do pewnych potrzeb zakładu. I odwrotnie. Miasto korzystałoz pomocy, jaką służył zakład. Na przykład amfiteatr w znacznej części był wybudowany przez pracowników działu budowlanego należącego do zakładu porcelany. Podobnie pływalnia czy przejście podziemne.
Myśląc o fabryce, ma Pani jakieś swoje ulubione lub ważne dla Pani daty, momenty? Bo domyślam się, że ma Pani jakieś emocje związane z tą fabryką.
Pozytywnym początkowo dla mnie przeżyciem było to, że zakład porcelany – ten z przełomu XIX i XX wieku, miał być zmodernizowany i faktycznie była to bardzo poważna modernizacja. Zakład został na nowo zabudowany i wprowadzona została technologia nowoczesna, a mianowicie piece tunelowe, linie do automatycznego nadawania kształtu, czyli linie formierskie. Kondygnacje połączone były elewatorami, które podawały półfabrykatyz piętra na piętro. Teoretycznie działy się rzeczy imponujące. Tak jak cieszyła mnie modernizacja, tak w krótkim czasie po jej zakończeniu uświadomiłam sobie, żez technologicznego i jakościowego punktu widzenia zostały popełnione kardynalne błędy.W Chodzieży pojawił się piec o absurdalnym czasie wypalania – 1,5 godziny. W tak szybkim procesie wypalania to zjawisko nie zdążyło zajść, w związku z czym porcelana wypalana na tzw. linii szybkiego wypalania była szarobura i pozbawiona przeświecalności. I to z kolei powodowało, że ja byłam tą inwestycją zmartwiona, ponieważ efekt końcowy nie był taki, jak spodziewany.
A ta ostatnia data, która spowodowała, że już w ogóle nie możemy mówić o fabryce?
Było to dla mnie bardzo bolesne, że jednak w 1991 roku trzeba było ten zakład zamknąć. Przeżywałam to równie mocno, jak ludzie, którzy tam pracowali. Ostatni został zamknięty zakład nr 3 powstały w 1965 roku, przy którym w dalszym ciągu funkcjonuje sklep, w którym można kupić porcelanę przywożoną z Ćmielowa. Ćmielów przejął również kilka fasonów chodzieskich. W dalszym ciągu je produkuje.
A jak się Pani z tym czuje? Że Ćmielów przejął wzory chodzieskie?
Sam fakt, że przestał w Chodzieży istnieć przemysł ceramiczny jest dla tego miasta wielką tragedią. Dla ludzi, całych pokoleń, które tutaj pracowały, to jest dramat.
A czym dla Pani jest ceramika? To bardziej sztuka, rzemiosło czy najbardziej technologia?
To jest absolutnie fundamentalne pytanie, dlatego, że jest awers i rewers, jest produkt, który ma nosić znamiona produktu artystycznego, ale jest też cały, skomplikowany, mało romantyczny, mało wzniosły proces produkcyjny. Niektórzy ludzie, którzy pracowaliw zakładach porcelany, pracowali w bardzo ciężkich warunkach. Jak byłam technologiem zakładu, obliczyłam kiedyś, ile ton przerzuca formierka przy automacie do formowania talerzy. Już nie pamiętam, czy to były trzy tony czy cztery tony. To jest ciężka praca i jako inżynier ceramik, to ja przede wszystkim widzę cały ten skomplikowany, bardzo wymagający proces produkcji. Natomiast nad stroną artystyczną czuwali artyści. Jaki ma być kształt tego talerza? Jaka ma być dekoracja potem na tym białym talerzu naniesiona? Nad tym czuwali plastycy i w związku z tym dla mnie – jako inżyniera – ceramika to jest ciężka praca w fabryce, natomiast dla mnie – jako osoby – nie bez znaczenia są te walory artystyczne tego produktu.
A które fasony z Chodzieży są u Pani są na co dzień? W których Pani, być może, codziennie pije kawę lub herbatę, a które pojawiają się na stole od święta? Czy ma pani swoje ulubione? Czy nie ma Pani „Chodzieży” w ogóle?
Trzeba tutaj przytoczyć słynne przysłowie, że szewc bez butów chodzi. Ja mam w zasadzie serwis obiadowy i garnitur do kawy w fasonie Kamelia dekorowany obwódką złota, czyli skromna dekoracja, elegancki fason. Używam i serwisu obiadowego, i garnituru do kawy, kiedy mają u mnie być goście, kiedy są święta. Natomiast na co dzień mam również filiżanki rozmaite, nie mam fasonu Iwona w dekoracji 4191, nie mam różyczek. Używam różnych, na ogół niedekorowanych fasonów chodzieskich.
Gdyby mnie Pani spytała o to, co u mnie w domu jest najciekawsze z porcelany z Chodzieskich Zakładów Porcelany i Porcelitu, to jest to niewątpliwie garnitur w unikalnym fasonie Gracja, którego projektantką jest pani Zofia Wojtas. To fason, który jest niezwykle pięknie reliefowany i pięknie dekorowany złotem – bardzo elegancki, trudny w produkcji,w związku z czym nie przyjął się jako produkcja długofalowa. I to u mnie jest najelegantszai najrzadziej wyciągana porcelana. Natomiast drugim fasonem, jednym z moich ulubionych, jest fason też pani Zofii Wojtas – Berni. Taki klasycystyczny, w dekoracji malarskiej. Był doceniony i był jednym z pierwszych zestawów porcelany w Belwederze.
O czym nie należy zapomnieć, jeśli chodzi o „Chodzież”? O czym musimy pamiętać?
Należy pamiętać, że były czasy, kiedy w Chodzieży działy się rzeczy niezwykłe, jeżeli chodzi o produkcję ceramiki. Że Chodzież była największym ośrodkiem produkującym porcelanęi porcelit stołowy, zatrudniając największą liczbę osób. Że tradycje wynikające z pracy twórców, z fasonów, dekoracji wciąż istnieją. Ceramika ma to do siebie, że przeżywa wiele okresów historycznych. Archeolodzy opierają swoją wiedzę o ceramikę, po rodzaju ceramiki datują niektóre kultury. Zresztą w tym momencie, kiedy przestaje być produkowana, staje się cenniejsza. Wyroby z Chodzieży zainteresowały 12 000 ludzi z całej Polski i z zagranicy.I osoby te zdobywają każdy fason, każdą dekorację. Cieszą się tym, nabywają znakomitą wiedzę na temat nazw fasonów z okresu przedwojennego. Przecież tego w Chodzieży już nikt nie pamięta, a oni wracają do tego, jakoś poszukują tej wiedzy i ją porządkują. Wydaje mi się, że nie zapomni się nigdy o Chodzieży, tak jak nie zapomina się o tym, że Miśnia była pierwsza, tak jak nie zapomina się o Korcu, o Baranówce – pierwsze zakłady porcelany na ówczesnych ziemiach Polski. W książkach o historii Chodzież pozostanie na zawsze dużym ośrodkiem produkcji ceramiki.
Organizator: Pracownia VZORY/ Stowarzyszenie MiastoHolizm
Realizacja video i audio: Czarna Mewa Studio
Oprawa graficzna: Ewa Kaziszko Motif Studio
Produkcja i koordynacja: Monika Petryczko
Redakcja tekstów: Aleksandra Ratajewska
*Projekt jest współfinansowany ze środków Samorządu Województwa WielkopolskiegoPartner: Miejska Biblioteka Publiczna w Chodzieży.
Byłem naprawdę szczęśliwy, że wyszukałem ten artykuł. Wielu autorom wydaje się, że posiadają odpowiednią wiedzę na ten temat, ale często tak nie jest. Stąd też moje ogromne zaskoczenie. Jestem pod wrażeniem. Zdecydowanie będę rekomendował to miejsce i regularnie wpadał, by przejrzeć nowe posty.
Ogromnie dziękujemy! Cieszymy się, że rozmowa przypadła do gustu. W tym roku czekają nas kolejne, jeszcze w sierpniu premiera drugiego odcinka podcastu.
Pozdrawiamy serdecznie! VZORY
Cudowna rozmowa z wyjątkową osobą na bardzo miły początek weekendu. Dziękuję!