Bartłomiej Konys – pasjonat ceramiki, pochodzący z okolic Chodzieży. Z fabryką wiążą go miłe, rodzinne wspomnienia – wiele osób z jego najbliższego otoczenia pracowało w zakładzie. Dzis zbiera ceramikę, którą pięknie eksponuje w swoim poznańskim mieszkaniu. Do Chodzieży wraca i czasem opowiada o fasonach i wzorach, aby uświadamiać i edukować. To prawdopodobnie jedyny posiadacz tatuażu przedstwiającego filiżankę z fasonu “Iwona” w dekoracji w różyczki + złocenia.

Z Bartkiem Konysem rozmawia Monika Petryczko.

POSŁUCHAJ!

PRZECZYTAJ!

Bartłomiej Konys: Nazywam się Bartłomiej Konys, pochodzę troszeczkę z Chodzieży, troszeczkę z Margonina i interesuję się chodzieską porcelaną.

Monika Petryczko: Jesteśmy w mieszkaniu w Poznaniu…

Tak jest.

…niedaleko Chodzieży w zasadzie.

 Tak.

Ta Chodzież z Tobą… mam na myśli oczywiście porcelanę… z Chodzieży przywędrowała? Czy będąc dopiero tutaj w Poznaniu Twoja historia się zaczęła? Tak jak gdyby trochę zdalnie?

Historia zaczęła się trochę zdalnie, ale też niektóre przedmioty przywędrowały z domu od rodziców. Natomiast większość została zakupiona już tutaj, gdy mieszkałem w Poznaniu.

Dlaczego akurat Chodzież? Tak tendencyjnie zapytam.

Dlaczego Chodzież? Pochodzę z Chodzieży. Moja rodzina pochodzi z Chodzieży. Chodzież, zawsze towarzyszyła nam praktycznie na co dzień. Moja babcia pracowała w fabryce i zajmowała się klejeniem uszek i dziobków, dziadek rozpalał piece, natomiast drugi dziadek pracował w porcelicie, wuj pracował w porcelanie, ciocia Małgorzata pracowała w porcelanie, więc dużo jest tych osób, które coś tam wniosły do tego mojego życia… że tą porcelaną zacząłem się interesować.

Te wszystkie osoby są teraz miłośnikami porcelany czy też ceramiki z Chodzieży? Czy tylko Tobie tak się porobiło?

Nie, raczej tylko mi się to udzieliło. Babci i dziadka już nie ma z nami, ale raczej ja jestem tym przodownikiem we wspomnieniach o porcelanie.

A czy któraś z tych osób, o których już powiedziałeś, przyczyniła się do tego jakoś szczególnie? Na przykład opowieści babci…

Tak, tak… w zasadzie zaczęło się to od babci. Jeździliśmy z moją mamą, tatą, z siostrą do mojej babci do Chodzieży i tam bardzo często zostawaliśmy na kolacji. I w dużym pokoju stał duży stół, kredens i na kredensie stało kilka figurek chodzieskiej porcelany. Była to Dziewczyna siedząca, było to Przebudzenie Afryki, czyli słoń i kilka innych figurek. To był Lis, bodajże Jamnik i jeszcze jakieś zwierzęta.

Rozumiem, że tych tytułów i nazw wtedy jeszcze nie znałeś?

Nie, nie, absolutnie. To były takie figurki bardzo charakterystyczne, ale już wtedy mi się bardzo podobały. Nie wiem, ile mogłem mieć lat… 10, 12? Ale siadałem zawsze przy tym stole, w jednym miejscu, ponieważ miałem widok na paterę trzech Meksykanów. Patera jest autorstwa Jerzego Werszlera. I wtedy wyobrażałam sobie, że tych trzech Meksykanów … to są takie słupy telefoniczne i jest ciemna noc, a one tam stoją samotne w tym polu. Tak wciągnął mnie ten motyw, że stwierdziłem, że pierwszym takim elementem, który chcę mieć w swoim dorosłym życiu, jest właśnie ta patera.

Ta patera z tymi słupami?

Tak, mam taką paterę w swoich zbiorach, z tym że moja jest turkusowa. Tamta była czarna. Nie mam tamtej, ale ta moja też budzi te wspomnienia. Natomiast wracając jeszcze do figurek, które stały na tym kredensie. Czasami wdrapywałem się na fotel, czasami podsadzał mnie ojciec i chciałem za wszelką cenę zobaczyć, dlaczego one stoją tak wysoko i dlaczego one są takie designerskie… Znaczy wtedy one były dla mnie po prostu ciekawe, ale zawsze były poza zasięgiem, stały wysoko i nie były dostępne.

Czyli one już wtedy miały swoje specjalne miejsce i były czymś  wyjątkowym? To nie był zwykły bibelot, który mógłby stać gdziekolwiek…

Wtedy wiedziałem tylko tyle, że to są figurki, które należały do babci. Pewnie pozyskała je z fabryki, ale były to figurki wyjątkowe. Kilkanaście lat później, kiedy sprzątaliśmy małe pomieszczenie, gdzie znajdowały się różnego rodzaju pierdoły, w kartoniku znaleźliśmy dwie białe figurki, niemalowane, ale stemplowane Chodzieżą. To była figurka żyrafy i słonia. Pamiętam, że babcia przyszła do mnie z tymi figurkami i powiedziała, że one są dla mnie, że chciałaby, żebym coś po niej również miał. Te figurki są dzisiaj też ze mną i tak de facto od tego wszystkiego zaczęła się ta moja miłość do chodzieskiej porcelany.

Czy kiedy przypominasz sobie ten obrazek: siedzisz sobie przy tym stole… to ten stół jest w jakiś taki specjalny sposób nakryty? Mam na myśli serwisy, zastawy?

Nie, nie…

Nagle się pojawia serwis Iwona

Nie, absolutnie nie. Muszę powiedzieć, że u nas, czyli w Chodzieży, porcelana była czymś naturalnym. To były rzeczy, które po prostu były zawsze w zasięgu ręki. Przynajmniej w moim domu nigdy jakoś specjalnie nie zwracało się uwagi na serwisy kawowe czy specjalne garnitury obiadowe. Natomiast koty piły w chodzieskiej Iwonie. Miały mleko w miseczkach Iwony. To było coś normalnego.

Ale dlatego że ta Iwona była traktowana jako najgorsza? Taka, że się oddawało tę Iwonę właśnie kotom czy najlepsza?

Tego było tyle w domu, że koty mogły sobie na to pozwolić. Natomiast były oczywiście takie serwisy, które są z nami do dzisiaj… czyli wigilia jest zawsze podawana na fasonie bodajże Alicja i wzór jest w fiołki. Gdy wyciągam talerze, to pytam tendencyjnie: czy fiołki? Tak, fiołki.

Czy myślisz, że chodzieżanie mają podobny stosunek do porcelany jak ten, o którym wspomniałeś przed chwilą? Że to jest taka oczywistość, codzienność, powszedniość?

Myślę, że tak. Nie wiem, czy to się zmieniło. Myślę, że warto o tym mówić i w jakiś sposób pielęgnować tę chodzieską porcelanę, bo dla wielu osób, które pochodzą z Chodzieży albo z okolic Chodzieży, to była po prostu codzienność. Dla nich to jest talerz, to jest kubek, to jest filiżanka. Natomiast nie wnikają w to, dlaczego to zostało tak zrobione, jak to jest zrobione… Dlaczego taki wzór a nie inny? Dlaczego powstała Iwona i dlaczego ona się wciąż sprzedaje?

A myślisz, że oni znają nazwy fasonów i dekoracji albo autorów tychże?

Nie, absolutnie nie. Większość osób kojarzy tylko i wyłącznie Iwonę. Jeżeli Chodzież, to Iwona. W sumie się nie dziwię, ponieważ Iwona praktycznie była w Chodzieży od ponad 40 lat, więc to jest taki serwis bardzo kompaktowy, mocno poszerzony o świeczniki, serwetniki. Ona w latach 80. była synonimem luksusu. Wiele z tych osób kojarzy ten serwis z luksusem i myślę, że mają go w domu do dzisiaj. Nie ukrywam, że w latach 90. ta Iwona troszeczkę trąciła myszką, ale myślę, że w obecnym czasie z powrotem wraca do łask. Nie jest już odbierana jako coś kiczowatego, tylko jest to serwis z tradycją.

Czyli, za chwilkę albo już teraz, znowu w dobrym tonie będzie podanie kawy w Iwonie?

Myślę, że tak, absolutnie tak.

W pewnym sensie ta Iwona Ciebie naznaczyła i Ty naznaczasz teraz tę Iwonę. Wiesz, co chcę przez to powiedzieć?

Tak, oczywiście, masz na myśli mój tatuaż.

Zupełnie niecodzienna sytuacja.

Tak, mam tatuaż. Jest to filiżanka Iwony.

I to sprowadziło nas do ciebie.

Super, bardzo się cieszę. Jak zrobiłem sobie pierwszy tatuaż, poszedłem do pracy, pokazałem to mojej koleżance Kasi. I ona mówi do mnie: A wiesz co? Ten tatuaż jest fajny, ale to nie kojarzy mi się z tobą. No dobrze, to co ci się ze mną kojarzy? Myślę, że jakąś filiżankę powinieneś sobie wytatuować. No i tak de facto to trochę dzięki niej zdecydowałem się na ten tatuaż. Na początku myślałem o tym, żeby zrobić może fason Prometeusz, ale nie każdy tego Prometeusza kojarzy. To znaczy miłośnicy porcelany wiedzą, jak wygląda Prometeusz, ale ta Iwona jest takim produktem bardzo rozpoznawalnym. I jak gdyby ten tatuaż odzwierciedla troszeczkę mnie, bo nawet moi znajomi, jak mają jakieś wątpliwości albo znajdą coś na strychu, to wysyłają mi pytania, czy to jest coś warte, czy to jest Chodzież? Mój znajomy mówi na mnie porcelain boy. Nie wiem, dlaczego. Ale mówi: jak masz pytanie, to napisz do Bartka, on ci wszystko wytłumaczy.

A myślisz, że jesteś jedyną osobą na świecie, która ma tatuaż filiżanki Iwona?

No chyba tak. Widziałem już tatuaże filiżanek na przykład I need coffee i filiżanka… jakieś tam duszki wychodzące z filiżanki, natomiast dzięki Kacprowi – to była osoba, która zrobiła ten tatuaż –  mam filiżankę i myślę, że chyba jest jedyna. Aczkolwiek chciałbym, żeby było ich więcej.

 

Tyle rozmów jest za nami i dopiero teraz pomyślałam sobie, że w pewnym sensie ta Iwona jest jakimś symbolem polskości. Nie wiem, czy dobrze trafiam, ale to jest takie dzisiejsze moje skojarzenie w rozmowie z Tobą… Bo w zasadzie czego ona może być symbolem? Oprócz tego, że była symbolem luksusu w latach 80. (przynajmniej miała się tak kojarzyć), była symbolem trochę odległej, troszeczkę kiczowatej historii, jak sam powiedziałeś, w latach 90. Co byśmy powiedzieli teraz? Co ona symbolizuje?

Myślę, że ona symbolizuje w zasadzie pracę ludzkich rąk. Tak mogę to powiedzieć. Bo przez tyle lat była produkowana. Działały w Chodzieży trzy fabryki porcelany i porcelitu. Myślę, że ona symbolizuje Polskę, ale też tę wielkopolską pracowitość. Myślę, że można tak to ująć.

Nie rozmawialiśmy, nie mówiliśmy o tym wcześniej, ale w latach 90. była piosenka o porcelanie. Mało osób pewnie zna tę piosenkę, ale my z moją kuzynką uczyliśmy się jej na pamięć. Szło to mniej więcej tak:

Porcelana, porcelana,

trzykroć w piecu, wypiekana,

pozłacana, malowana

słońcem, nadnoteckich łąk

z kaolinu i skalenia,

z kwarcu i z ludzkiego cienia

z przewidzenia i z olśnienia,

no i z pracy naszych rąk.

Druga zwrotka była taka:

Złoto się kocha w porcelanie,

więc nawet kryzys jej nie zraża.

Na porcelanie każde zdanie

lśni jak królewski bażant.

Na porcelanie, w porcelicie

weselej, trochę płynie życie,

a nam potrzeba tej radości

i piękna co jej drogę mości itd.

Już teraz się w ogóle nie dziwię, że masz ten tatuaż. Nie mogło być inaczej. A pamiętasz takie historie, które przynosili twoi bliscy z fabryki? O tych dzióbkach, uszkach? To wszystko to jest taki ciekawy pejzaż, którego już nie ma, ale można go sobie gdzieś z annałów pamięci wydobyć.

W zasadzie takie historie znam tylko od babci. Babcia zawsze opowiadała, że rano pod oknami, bardzo wcześnie było słychać stukot wózków dziecięcych. To były kobiety, które prowadziły swoje dzieci do przedszkola, które działało przy fabryce. Opowiadała również o tym, jak nosiło się na deskach dzbanki czy filiżanki. I wystarczyło tylko, że jedna sztuka spadła z tej deski i spadały wszystkie.

Zastanawiam się, czy zawozisz teraz do Chodzieży jakieś historie albo elementarze wiedzy na temat porcelany chodzieskiej. Czy opowiadasz, osobom, które być może pracowały w fabrykach albo gdzieś były blisko tej fabryki, co ciekawsze historie? Edukujesz może po prostu? Tak to działa?

Powiem tak: edukuję moich najbliższych. Natomiast nie zawsze miałem poparcie w tym, że zbieram tę porcelanę. Dla osób, które pochodzą z Chodzieży, to była codzienność. Natomiast zacząłem pokazywać, uświadamiać może, że to był serwis, który dostał nagrodę w tym i w tym roku, był to serwis, który został dopuszczony tylko wyłącznie przez Instytut Wzornictwa Przemysłowego, że np. Iwona jest zrobiona na wzorze serwisu Royal Albert – serwisu angielskiego. Bardzo dużo osób o tym nie wie. Dlatego jeżdżę, opowiadam. Czasami nawet tutaj w Poznaniu, spotykając się ze znajomymi, opowiadam historie. Widzę, że interesuje ich to w jakiś sposób i to jest fajne.

Masz bardzo dużą wiedzę… taką detaliczną, a gdybyś mógł powiedzieć, tak jednym albo kilkoma zdaniami – bardzo ogólnymi, dlaczego warto się pochylić nad tematem chodzieskiej porcelany?

Chodzieska porcelana nie jest oczywistą porcelaną. Przez wiele lat pojawiały się różne wzory. Chodzież trochę szukała tego złotego środka. Wzory przychodziły, odchodziły, zmieniały się. Czasami, jeszcze kilka lat temu, kiedy ktoś mi pokazał jakiś wzór z Chodzieży, to stwierdzałem, że to nie może być Chodzież… Dopóki nie spojrzałem na sygnaturę… Było masę mało znanych fasonów, dekoracji, bardzo mało znanej takiej galanterii stołowej… czyli wazony, popielniczki, świeczniki, figurki. Chodzież wciąż potrafi zadziwić. Po tylu latach.

Czy któryś taki wzór naprawdę Cię bardzo zaskoczył? Że to nie może być Chodzież? Takie największe zaskoczenie w czasie poszukiwań…

Takim największym zaskoczeniem był dla mnie np. serwis Stolica. Serwis Stolica produkowany był w porcelicie. I jak go zobaczyłem pierwszy raz, stwierdziłem, że chyba to nie jest Chodzież albo to jest jakaś produkcja…

 Zachodnia?

Może i zachodnia, ale jakaś mała, po prostu taka rzemieślnicza. Może ktoś coś zmajstrował przy tym i po prostu wyszedł taki fason? Okazało się, że fason faktycznie był produkowany przez porcelit na rynek zachodni, ale nie miał dużego popytu. On bardzo szybko został wycofany. Wyszło bardzo mało egzemplarzy tego serwisu.

A gdybyś się mógł odciąć, zupełnie czysto hipotetycznie, od emocji, które masz powiązane z fabryką chodzieską, to dlaczego Chodzież? Bardziej niż Ćmielów, Bolesławiec czy Włocławek?

Oj, trudne pytanie.

A może zbierasz wszystko i masz do wszystkich tych opcji wielkie serce?

Nie, nie, ja generalnie lubię design. Pracuję zresztą zawodowo, zajmując się wyposażaniem wnętrz. Lubię design, lubię wykonanie, ale raczej podchodzę do tego faktycznie emocjonalnie. Chcę mieć rzeczy, które kojarzą mi się z domem, które kojarzą mi się z dobrym czasem, które gdzieś tam przeplatały się przez całe moje życie. Absolutnie nie twierdzę np. że Ćmielów jest, nie wiem… nie chcę używać słowa gorszy…

Jasne…

…ale one mają bardzo podobne asortymenty, zresztą w latach 50., w latach 40. fabryki wymieniały się swoimi fasonami. Ale z racji tego, że pochodzę z Chodzieży, ta Chodzież zawsze będzie u mnie na pierwszym miejscu. Ćmielów będzie na drugim.

A mówiąc o sytuacjach świątecznych czy sytuacjach od święta, to co na Twoim stole się pojawia? Jeśli się pojawia coś specjalnego na tę okoliczność? Mam na myśli oczywiście porcelanę.

Nie ma niczego specjalnego, nie ma specjalnej zastawy, która się pojawia. Tak, jak powiedziałem wcześniej, na Boże Narodzenie wchodzą fiołki na stół i nie ma innej opcji. To jest chyba serwis, który dostali moi rodzice, ale nie wiem, czy to jest serwis ślubny… Natomiast na Wielkanoc jest już Iwona. Z kolei w Poznaniu, tutaj w swoim mieszkaniu u siebie, mam serwis, którego używam do kawy. To jest Laura. To jest już taki bardziej współczesny, ale troszeczkę inspirowany Marią Rosenthala. Można tak to porównać. A ostatnio kupiłem serwis City – tak na co dzień.

Czyli jesteś totalnie wkręcony? Jeśli już kupujesz serwis, to raczej konkretnie…

…ale obiadowy mam bodajże Marrakesz z Lubiany.

Okej, ale wiesz na czym jesz?

Wiem, na czym jem i lubię wiedzieć, ale nie zaglądam pod talarze przy stole…

Zbierasz, kochasz, używasz?

Zbieram, kocham bardzo i używam…

Bardzo też używasz?

Nie, nie bardzo, ale od czasu do czasu używam. No bo jaka jest przyjemność z tego, że to będzie stało za witryną i ładnie wyglądało? Musimy czerpać z tego jakąś przyjemność… czyli jeżeli wypiję sobie małe espresso w Prometeuszu, to dla mnie ono smakuje podwójnie.

Znajdujemy się w twoim poznańskim mieszkaniu, które jest wypełnione przepięknymi przedmiotami.

Dziękuję.

Od razu widać, że zbierasz… Ta selekcja jest niesamowita. Gdybyś mógł trochę o niej opowiedzieć. Mój wzrok wędruje w kierunku pięknych talerzy czy pater.

Są to tak zwane wzory picassowskie. Patery z reguły kupowałem na targu staroci, aczkolwiek wymieniałem się również na takie z innych wytwórni, np. miałem paterę z Wałbrzycha, miałem paterę z Ćmielowa i znalazłem kolekcjonerów, którzy chcieli je mieć, którym brakowało jakichś tam pater albo chcieli wymienić się na Chodzież. Zaufaliśmy sobie na tyle, że ja wysyłałem Wałbrzych, a ktoś odsyłał mi Chodzież. To są wzory takie picassowskie, bo drapane. Natomiast te patery, które odsyłałem, są to wzory bardziej takie kompozycyjne. One były malowane i stwierdziłem, że te drapane bardziej pasują do mojego charakteru.

Czyli taki styl new look…

Bardzo lubię uproszczone rzeczy. Oczywiście pojawia się Iwona i pojawiają się różyczki, natomiast bardzo lubię wzory bardzo geometryczne, w stylu właśnie new look.

Czyli też wszystkie figurki, o których już mówiliśmy: czwórka wielkich rzeźbiarzy… popielnica, która za mną stoi jest też newlookowa… czyli rozumiem, że to jest ten kierunek, który cię mocno urzeka?

Tak jest, dokładnie tak.

A ta literatura, która koło nas leży? To też są pozycje chyba specjalnie przygotowane na naszą rozmowę? Wśród nich znajduje się piękne, czarno-białe zdjęcie. Gdybyś mógł o tym zdjęciu opowiedzieć.

Tak, jest to zdjęcie mojej babci. Moja babcia Mania…

Mania, czyli Marianna?

Maria, Maria Stępin. Pracowała w fabryce, kleiła uszka i stąd mamy to zdjęcie, gdzie stoi przy swoim stanowisku pracy i te uszka klei. Posiadam również zdjęcie z Dnia Kobiet, bodajże z 1965 roku, gdzie pracownice chodzieskich zakładów porcelany siedzą przy stole i piją kawę. Z tej okazji otrzymały małe paterki z napisem „Ósmy marca – Międzynarodowy Dzień Kobiet 1965 rok”.

I ta paterka też znajduje się tutaj w tej witrynce. W ogóle ta witrynka jest przepełniona pięknymi historiami.

Tak, mamy tam też paterę z otwarcia trzeciego zakładu. Z racji otwarcia tego zakładu, Chodzieskie Zakłady Porcelany i Porcelitu wyprodukowały taką paterę okolicznościową. Ale również mamy na przykład pismo z 1947 roku o braku dostawy glinki do produkcji porcelany, w którym fabryka żąda ponowienia dostawy.

Piękne. Czy jest coś takiego, z czego jesteś szczególnie dumny? Zadowolony, że udało Ci się zdobyć?

Udało mi się zdobyć serwis Iza Józefa Września. I ten serwis jest w kolorze intensywnego, żółtego koloru, trochę wpadający w taki kolor cytrynowy. Miałem kilka propozycji odkupienia tego serwisu. Serwis jest praktycznie w stanie idealnym, ale na razie pozostaje w moim posiadaniu. Natomiast mam jeszcze wazon. Widziałem tylko dwie malatury tego wazonu. Nie znam jego nazwy, natomiast jest on turkusowy w takie koralowe grochy. Mój znajomy Piotrek ma taki wazon –  szary, bodajże w żółte grochy. Spotkałem tylko dwa takie egzemplarze. Miałem też misę, z której byłem bardzo dumny, ale ją zbiłem. To jest niestety ryzyko zbierania porcelany. Jest jeszcze jedna ciekawa historia. A mianowicie… wchodząc do antykwariatu, zbiłem serwis, który chciałem kupić. No i go kupiłem… w skorupach.

Posklejałeś?

Posklejałem, wymieniłem z biegiem czasu.

Czyli ta lista tych trofeów nie jest wcale taka mała…

Nie, nie jest mała. Wcześniej bardzo cieszyłem się na zakup tej Stolicy, którą kupiłem w takim pięknym kolorze fioletowym, ale powiem szczerze, nie miałem do niej sentymentu. Jedyną słuszną decyzją –  stwierdziłem –  będzie to, że ten serwis wróci z powrotem do Chodzieży – tam, skąd przyszedł. Tam niech zostanie i niech cieszy oczy.

Czy masz wiadomość, przekaz dla osób, które zaczynają swoją przygodę z Chodzieżą, ale stawiają takie nieśmiałe pierwsze kroki?

Bardzo chciałbym, żeby te osoby się nie zrażały. To jest raz. Dwa, żeby były bardzo uważne, gdy coś kupują, ponieważ z tych wszystkich mniejszych, rzemieślniczych zakładów wychodzi bardzo wiele rzeczy, które są inspirowane latami 60., 70. I bardzo łatwo się pomylić. Nawet doświadczona osoba, która zna te wszystkie rzeczy na pamięć, może po prostu popełnić faux pas.

Z drugiej strony czasem lepiej kupić coś, co jest inspirowane i w ten sposób zacząć swoją historię, a później dojść do tych oryginalnych…

Tak, myślę, że tak. Ale jest wiele galerii internetowych, które sprzedają te produkty właśnie inspirowane i one nie do końca fajnie wyglądają. One nie są dobrze zrobione. Malatura tych produktów jest zmieniona i to nie do końca świadczy o dobrym wzornictwie Chodzieży.

I też nie powinno rzutować na cenę.

Tak, oczywiście, zgadzam się z tym.

A jakie są najczęściej popełniane błędy, jeśli chodzi o użytkowanie porcelany? I gdybyś mógł dać kilka wskazówek, którymi warto się podzielić. Co robić, a czego nie robić z tą porcelaną?

Generalnie, jeżeli chodzi o używanie starych przedmiotów w zmywarkach, to absolutnie jest to karygodne. Nie myjemy tak porcelany, starych serwisów, nie poddajemy ich wysokiej temperaturze. Staramy się nie szorować tego jakimiś szorstkimi gąbkami. Nie możemy trzymać porcelany, która jest ręcznie malowana w wilgotnych pomieszczeniach. Ta farba się odparzy najzwyczajniej w świecie. Starajmy się poświęcić trochę czasu i jeżeli nie ma informacji o tym, że to można myć w zmywarce, trzeba tę porcelanę umyć ręcznie i dać jej trochę dłuższego życia, nie  katować jej w zmywarce. Osoby, które mają porcelanę w domu, korzystają z niej po prostu…

Tak jak zawsze korzystały. Chyba że nagle się dowiedzą… bo przyjedzie pan Bartek i powie: nie wolno tak robić, bo to jest dzieło sztuki, użytkowej, ale jednak…

Użytkowej, ale jednak tak.

Bardzo dziękuję.

Dziękuję również.

 

Organizator: Pracownia VZORY/ Stowarzyszenie MiastoHolizm
Realizacja video i audio: Czarna Mewa Studio
Oprawa graficzna: Ewa Kaziszko Motif Studio
Produkcja i koordynacja: Monika Petryczko
Redakcja tekstów: Aleksandra Ratajewska
*Projekt jest współfinansowany ze środków Samorządu Województwa Wielkopolskiego